podejście psychologizująco - teoretyzujące do zagadnienia recepty owej upatruje w zachowaniu doskonałej wprost harmonii między:
1. aktywnym wypczynkiem (step&strech + tańce w NWS)
2. zadbaniem o dobrostan ciała (z malowaniem paznokci u stóp oraz śniadaniem złożonym z muffina i cappucino w Hiltonie włącznie, choć nie symultanicznie)
3. zadbaniem o dobrostan ducha (Wiarołomni w TR, polecam)
4. dreszczykiem emocji (pierwszy raz na motorze, juhuuu!)
5. elementem romantycznym (z grzankami jedzonymi w kuchni o 2.30 w nocy w ramach antraktu)
6. dobrym czasem z naaaajlepszymi friendkami ever,
7. nie przejmowaniem się rzeczami małymi (do których zaliczam wylane z butów i wyrzęte z płaszcza i włosów pół litra deszczówki, co spowodowane zostało nieumiejętnością złożenia parasolki zaadoptowanej w TR, z przyczym zaginięcia mojej własnej, co jest z pewnością karą za parasolowe grzechy),
a wszystko to w proporcjach adekwatnych do sytuacji intra i interpersonalnej.
***
natomiast podejście pragmatyczne podopowiada, że proporcje w dużej mierze sprowadzają się do wzoru: 1 lampka białego wina na 1/2 cuba libre dawkowane srednio 1x1,5 godziny. whatever. nie ważne jak, ważne że dziala.
niedziela, 30 maja 2010
środa, 26 maja 2010
poziom krytyczny
w ramach wiosennych (ekhm) porządków w garderobie odkryłam, że pudełka z butami osiągnęły poziom powyżej zasięgu mojej ręki (nawet jak jestem na obcasach) (tak, sprawdzałam); razem z pudłami stojącymi na półkach naliczyłam ich szt. 25. Podejrzewam że włącznie z butami bezdomnymi będzie z 50 szt. Zadziwiające. Może powinnam je zacząć katalogować? Na wzór chińskiej encyklopedii z X wieku: te, które mają kokardkę; wygodne, ale nie na deszcz; pasujące do spodni etc.
***
a w arbeicie mamy falę kulminacyjną małżeństw (z jednostek niezaobrączkowanych pozostałam ja i M-jak-mistrzyni-finansów, przy czym ona od 8 chyba lat w związku z zasady nieobrączkowym); intuicja podpowiada, że wkrótce nadejdzie powódź dzieci. ratunku.
* dla niewtajemniczonych w praktykowane na warsztatach twórczości ćwiczenie na abstrahowanie, przy wykorzystaniu encyklopedii chińskiej z X wieku: rzeczona eksyklopedia dzieliła zwierzęta na:
- stanowiące własność cesarza
- zabalsamowane
- oswojone
- prosięta
- syreny
- włączone do tej klasyfikacji
- dzikie psy
- zachowujące się jak szalone
- narysowane cieniutkim pędzelkiem z sierści wielbłąda
- i im podobne
- te które stłukły dzban
- te, które z daleka wyglądają jak muchy
***
a w arbeicie mamy falę kulminacyjną małżeństw (z jednostek niezaobrączkowanych pozostałam ja i M-jak-mistrzyni-finansów, przy czym ona od 8 chyba lat w związku z zasady nieobrączkowym); intuicja podpowiada, że wkrótce nadejdzie powódź dzieci. ratunku.
* dla niewtajemniczonych w praktykowane na warsztatach twórczości ćwiczenie na abstrahowanie, przy wykorzystaniu encyklopedii chińskiej z X wieku: rzeczona eksyklopedia dzieliła zwierzęta na:
- stanowiące własność cesarza
- zabalsamowane
- oswojone
- prosięta
- syreny
- włączone do tej klasyfikacji
- dzikie psy
- zachowujące się jak szalone
- narysowane cieniutkim pędzelkiem z sierści wielbłąda
- i im podobne
- te które stłukły dzban
- te, które z daleka wyglądają jak muchy
poniedziałek, 24 maja 2010
encantada
El secreto de sus ojos (courtesy of eM). piękny film, bez udziwnień (chociaż nie linearny), zrobiony z klasą i wyczuciem równowagi między wątkami: kryminalnym / romantycznym / dramatycznym oraz tzw. tłem historycznym. i po hiszpańsku. wartość dodana: nie tłumaczono tytułu. chociaż zastanawiam się, które tłumaczenie byłoby słuszne: tajemnica jej oczu / jego oczu czy ich oczu?
sobota, 22 maja 2010
sobota w mieście
czwartek, 20 maja 2010
poniedziałek, 17 maja 2010
other way, still my way
deszcze niespokojne, nastrój nieprzysiadalny, fascynacje od ekofeministycznych cokolwiek odmienne.
sobota, 15 maja 2010
eko-silly-rabbit
ostatnio moje rozmowy zataczają - coraz ściślejsze - kręgi wokół bycia blisko natury. zaczęło sie od dyskusji z Chłopcem prowadzonej nad piwem z kolendrą (on) i martini bianco (ja, w ramach powrotu do korzeni), w której przeszliśmy przez domek za miastem, chodzenie po górach i jedzenie rzodkiewki. natomiast dzisiaj, z okazji malowania mandal, temat powrócił, tym razem w wydaniu ekofeministycznym. poza rzeczami większymi (a bylo m.in. o sile żywiołów, siostrzanym zrozumieniu, kobiecych make-upowych maskach; detale z poszanowania normy dyskrecji pominę), dowiedziałam sie o fascynujących rzeczach mniejszych, takich jak mooncup (kubeczek menstruacyjny), termoforki na bolący podbrzuszek oraz ekologiczne podpaski (polecam stronę: miesiaczka.com). jestem zafascynowana.
czwartek, 13 maja 2010
online
po tygodniowym odwyku od netu w domu. rzucanie szlugów przy tym to pikuś.
***
a w międzyczasie: wystawa "Płeć? Sprawdzam! Kobiecość i męskość w sztuce Europy Wschodniej" w Zachęcie (blog -> tutaj), moim zdaniem warto choćby dla jęczącego/szlochającego/mruczącego łoża, purpurowego i aksamitnego, co podobno ma wiele symbolicznych znaczeń, mnie jednak na nim wygodnie. podobno wystawa jest mocna.
fota z gazety. a mocne to jest życie. i fajki o tymże tytule.
***
a w międzyczasie: wystawa "Płeć? Sprawdzam! Kobiecość i męskość w sztuce Europy Wschodniej" w Zachęcie (blog -> tutaj), moim zdaniem warto choćby dla jęczącego/szlochającego/mruczącego łoża, purpurowego i aksamitnego, co podobno ma wiele symbolicznych znaczeń, mnie jednak na nim wygodnie. podobno wystawa jest mocna.
fota z gazety. a mocne to jest życie. i fajki o tymże tytule.
piątek, 7 maja 2010
nic do dodania
swiat oszalał i wymaga ode mnie znania się na schodołazach, e-learningu, systemie operacyjnym, stypendiach profesorskich, funduszach i fundacjach all in one w niepowtarzalnym mixie, przy jednoczesnym uczestnictwie w komuniach, konwentach i innych tego typu wybrzdękach a nieuczestnictwie w spotkaniach napawających mnie nieuzewnętrznioną obawą i lękiem pierwotnym, przy zachowaniu pogody ducha i usmiechu & szminki na ustach of course. żesz kurwa.
wtorek, 4 maja 2010
opowieść o duchach i piernikach
Toruń. pierniki są nawet w gulaszu. a w CSW z tarasem widokowym, z którego nic nie widać (do niczego innego nie można się przyczepić. budynek klasa, obsługa klasa, wystawy takoż) obejrzeliśmy Awake are only the spirits. On ghosts and their media / Nie śpią tylko duchy. O duchach i ich mediach. szczególnie urzekło nas nagranie black sabbath, grane (bardzo udanie, przez profesjonalną orkiestrę, w wersji classic) i śpiewane wspak, a potem znów nazad, celem odnalezienia treści satanistycznych (bardzo nieudanie, co nie ma absolutnie żadnego znaczenia dla artystycznego zamysłu i jego wykonania). poza tym był wykrywacz duchów, nawiedzone dzieci ze świecącymi nocą oczami i pałac kultury na mapie ultratajnego projektu okultystyczno-militarnego Hexen 2039 (-> więcej tutaj), co uważam za dowód, że kulturalna jest centrum dowodzenia wszechswiatem, a zmiana staffu kelnerskiego jest próbą zamachu wrogich sił. ha. i było też ustrojstwo (by Kathrin Günter) złożone głównie z przerobionego polaroida, mogace zarejestrować pozostałości światła w ludzkim oku. i jednego pana podobno zarejestrowało inaczej, ale na czas naszej obecności ustrojstwo się zepsuło.
***
Toruń ma jeszcze tę niewątpliwą zaletę, że drinki kosztują tyle, co w wawie kawa, a kawa tyle, co w wawie woda, więc zgadnijcie co piliśmy. generalnie majówka udała się przednio.
***
Toruń ma jeszcze tę niewątpliwą zaletę, że drinki kosztują tyle, co w wawie kawa, a kawa tyle, co w wawie woda, więc zgadnijcie co piliśmy. generalnie majówka udała się przednio.
niedziela, 2 maja 2010
tramwajem
W Tramwaju Warlikowskiego jedzie Isabelle Huppert, a reszta jedzie na doczepkę (lubię i cenię Andrzeja Chyrę i nie odmawiam jego kreacji Kowalskiego wiarygodności, ale nawet jak Kowalski gwałci Blanche, Huppert dominuje nad Chyrą; tylko czy tak miało być? wątpię). Huppert gra po bandzie, zgoda - "wspina się na szczyty swoich umiejętności”. Jej Blanche jest jak Pianistka; tylko czy tak miało być…?
O Isabelle był artykuł (jako bliski zastępnik nieudanego wywiadu) w WO z 10 kwietnia, z dużą porcją cytatów z francuskiej prasy; z recenzji Tramwaju: „aktorka wirtuozka zdaje się ciągle mówić do nas – patrzcie, co potrafię!” oraz z wcześniejszych wywiadów: „mój stosunek do życia jest raczej nieprzejednany. Dobre uczucia to nie moja specjalność”. Ciekawe. Nieprzejednana Izabelle zasiadła za pulpitem motorniczego tramwaju i metodycznie rozjechała plączących się po torach pasażerów. I może dlatego "Wychodząc z teatru, zadajemy sobie pytanie: czemu służy ten próżny popis stylistyczny?”
Co nie zmienia faktu, że Tramwaj jest wydarzeniem (i nie tylko celebryckim wydarzeniem per se, ale wydarzeniem inspirującym, skłaniającym do myślenia i przeżywania) i cieszę się, że udało mi się w nim uczestniczyć (dodam, że bilet zwany pożądaniem trafił w me ręce cudem chyba). Z detali dodam, że w sprawie nadmiaru multimediów, przy jednoczesnym ogarnianiu tłumaczenia z francuskiego – jestem na nie; w sprawie nawiązań do Platona takoż. Natomiast pozostaję pod wrażeniem pieśni o Tankredzie i Kloryndzie – co do formy, treści i koncepcji interpretacyjnej relacji Blanche i Stanley’a. Oraz torebki Chanel (just joking…).
O Isabelle był artykuł (jako bliski zastępnik nieudanego wywiadu) w WO z 10 kwietnia, z dużą porcją cytatów z francuskiej prasy; z recenzji Tramwaju: „aktorka wirtuozka zdaje się ciągle mówić do nas – patrzcie, co potrafię!” oraz z wcześniejszych wywiadów: „mój stosunek do życia jest raczej nieprzejednany. Dobre uczucia to nie moja specjalność”. Ciekawe. Nieprzejednana Izabelle zasiadła za pulpitem motorniczego tramwaju i metodycznie rozjechała plączących się po torach pasażerów. I może dlatego "Wychodząc z teatru, zadajemy sobie pytanie: czemu służy ten próżny popis stylistyczny?”
Co nie zmienia faktu, że Tramwaj jest wydarzeniem (i nie tylko celebryckim wydarzeniem per se, ale wydarzeniem inspirującym, skłaniającym do myślenia i przeżywania) i cieszę się, że udało mi się w nim uczestniczyć (dodam, że bilet zwany pożądaniem trafił w me ręce cudem chyba). Z detali dodam, że w sprawie nadmiaru multimediów, przy jednoczesnym ogarnianiu tłumaczenia z francuskiego – jestem na nie; w sprawie nawiązań do Platona takoż. Natomiast pozostaję pod wrażeniem pieśni o Tankredzie i Kloryndzie – co do formy, treści i koncepcji interpretacyjnej relacji Blanche i Stanley’a. Oraz torebki Chanel (just joking…).
sobota, 1 maja 2010
przygłuchy królik w trasie koncertowej
jak się nic nie dzieje, to się nic nie dzieje. a jak się dzieje, to wszystko na raz się dzieje. serio. w miesiącu maju dziać się będą symultanicznie, w przeważającej większości 30-te, urodziny (jeszcze nie moje), noce w muzeach, wystawy w Łodzi, koncerty w Wawie, spektakle (Apollonia w Ursusie - anyone interested?) tudzież autorski spektakl A.
aaaaa ponadto trwa sezon na komunie, co i mnie niestety trafiło (upojona terminowym popłacaniem rachunków uległam pokusie otwarcia skrzynki na listy; silly, silly rabbit)
***
a jak planujesz 3 koncerty w okresie następujących po sobie 30 godzin, to budzisz się przygłucha (i zaprawdę powiadam wam, że zepsuta karta dźwiękowa w uchu jest bardziej irytująca niż - nadal - zepsuta karta w sonim). ale co cię nie zabije, zabije cie później, więc po 4 upojnych godzinach wysiadywania pod drzwiami w przychodni, uzbrojona w antybiotyk i zestaw leków mniejszej siły rażenia, ruszyłam w trasę koncertową. 2:1 dla mnie. na PlusPlus w Monobarze nie dotarłam z przyczyn innego sortu. za to posłuchałam i obejrzałam Emmanuelle Seigner, która śpiewała i wyglądała tak:
a z Chłopcem nucimy there's no ordinary love i jemy kiełki słonecznika. wiosna pełną gębą. ;)
aaaaa ponadto trwa sezon na komunie, co i mnie niestety trafiło (upojona terminowym popłacaniem rachunków uległam pokusie otwarcia skrzynki na listy; silly, silly rabbit)
***
a jak planujesz 3 koncerty w okresie następujących po sobie 30 godzin, to budzisz się przygłucha (i zaprawdę powiadam wam, że zepsuta karta dźwiękowa w uchu jest bardziej irytująca niż - nadal - zepsuta karta w sonim). ale co cię nie zabije, zabije cie później, więc po 4 upojnych godzinach wysiadywania pod drzwiami w przychodni, uzbrojona w antybiotyk i zestaw leków mniejszej siły rażenia, ruszyłam w trasę koncertową. 2:1 dla mnie. na PlusPlus w Monobarze nie dotarłam z przyczyn innego sortu. za to posłuchałam i obejrzałam Emmanuelle Seigner, która śpiewała i wyglądała tak:
a z Chłopcem nucimy there's no ordinary love i jemy kiełki słonecznika. wiosna pełną gębą. ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)